wtorek, 2 maja 2017

Liferia Marzec 2017- co znalazło się w pudełku?

Cześć :)

Cieszę się, że jesteś gościem na moim blogu :). Skoro to czytasz, to zapewne ciekawi Cię zawartość marcowego pudełka Liferia. Chociaż kwietniowe pudełko właśnie dziś wylądowało u mnie, chcę opisać jeszcze edycję z poprzedniego miesiąca. Jest warta poświęcenia jej tej chwili czasu. Zachęciłam Cię do czytania? Zatem śmiało- wchodź i czytaj :)

Marcowa Liferia dotarła do mnie w połowie kwietnia. Zanim jednak ten radosny moment nastąpił, lekko zniecierpliwiona napisałam do nich na Facebooku z zapytaniem co się dzieje. Muszę przyznać, że kontakt z firmą jest bardzo dobry, bo niemal po kilkunastu minutach otrzymałam odpowiedź, że dalej czekają na produkty, które mają nam przekazać. W końcu, stało się. Marcowy box trafił w moje ręce. Zajrzyjmy do środka:
Karteczki powitalne- jak zwykle elegancko przygotowane. Liścik powitalny z kilkoma ciekawymi wskazówkami i oczywiście rozpiska, przedstawiająca pokrótce każdy z produktów znajdujących się w pudełeczku. Marcowe pudełeczko doskonale spełniło moje oczekiwania. Żadna z rzeczy na pewno nie pójdzie w odstawkę.
Pierwszym kosmetykiem, o jakim chcę powiedzieć, to płyn micelarny z firmy Balneo Kosmetyki. Jest to produkt Polski. Buteleczka micela spadła mi z nieba, bo wszystkie produkty do demakijażu właśnie wykończyłam i zastanawiałam się, jaki teraz kupić. Problem solved :) Skład całkiem dobry, pachnie też całkiem przyjemnie. Cena za 250 ml produktu to 29 złotych. Super :)
Kolejny produkt, który znalazł się w marcowej Liferii, to wiesiołkowy tonik do twarzy z firmy Naturalis, także z Polski. Nad kupnem toniku także się zastanawiałam. Póki co tak naprawdę używam hydrolatu z róży, ale zapas kosmetyków, które uspokoją moją skórę zawsze się przyda :) Toniku jest w butelce trochę mniej, bo 200 ml, za które w sklepie zapłaciłabym około 15 złotych.
Liferia w marcu postawiła kompleksowo na pielęgnację twarzy, zapewniając nam prawie wszystkie składniki rytuału pielęgnacyjnego. Nie zapomnieli także o prawidłowym nawilżeniu skóry, dołączając nawilżający krem na dzień marki AHAVA. Pierwszy raz spotkałam się z tą marką. W pudełku znalazła się 15 ml tubka, czyli travel size tego Izraelskiego kosmetyku. Cena takiej małej tubki to aż 40 złotych, zapewne za sprawą kompleksu Osmoter, który znajduje się w ich kosmetykach.
Ta bardzo luksusowo wyglądająca buteleczka, jest miniaturą żelu pod prysznic Angielskiej firmy, o wdzięcznej nazwie Apple & Bears. Jeśli chodzi o ten produkt, nie mogłam się go doczekać najbardziej, ponieważ wysyłano losowo 1 z 4 zapachów. Strasznie byłam ciekawa, co trafi się mnie, a zapachy? Naprawdę brzmiały kosmicznie. Mnie trafił się Grejpfrut i algi morskie. Zapach niejednoznaczny, ale w sumie całkiem przyjemny. Cena za 50 ml to około 21 zł.
Ostatni produkt, czyli hit pudełka, to... pęseta The Vintage Cosmetics. Cóż mogę powiedzieć. Pęseta w ślicznym opakowaniu, w pięknym kolorze zgaszonego różu (chętnie bym znalazła pomadkę w tym odcieniu). Produkt Angielski, jej cena to aż 40 złotych. Jest ładna, starannie zapakowana, jednak cenowo myślę, że producent przesadził. Gdybym miała wybierać, kupiłabym pewnie inną w Rossmannie. Tak czy siak, pęsetek nigdy dość :)

Jak Ci się podoba zawartość? Co sądzisz o tych kosmetykach? Koniecznie zostaw ślad po sobie
Ściskam! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Ci za przeczytanie posta ;)

Podziel się ze mną swoją opinią i zostaw komentarz- każdy z nich napawa mnie chęcią do pisania jeszcze więcej! ;) Dziękuję Ci za wywołanie uśmiechu :)