czwartek, 15 października 2015

Przydatne, małe coś :) Warto?

Cześć słonka <3

Wróciłam do Was po mega długiej przerwie, stokrotnie przepraszam, ale musiałam pozałatwiać sprawy ze swoją eks-pracą, tak dokładnie, eks pracą. Znowu szukam roboty ;) No ale dzięki temu mam więcej czasu dla Was :) Kto się cieszy, łapka w górę!

Dzisiaj zabieram Was w podróż do... mojej łazienki, gdzie pokażę Wam jakie znalazłam ciekawe zastosowanie do gratisu, który dostałam przy zakupie... płynu do prania! Nie spodziewałam się dotychczas, że będę robiła tam zdjęcia, bo łaźnia nasza jest przed remontem, ale w ogólnym rozrachunku nie wyszły tak źle :) Jesteście gotowe dowiedzieć się, co potrafi ten maluszek?




Ostatnimi czasy dość często w blogosferze pojawiały się wpisy dotyczące urządzenia BrushEgg- służy ono do mycia pędzli. Jednak jego cena waha się w okolicach 30-50 złotych. Przyznaję, że i ja poczułam chęć jego posiadania, ale to dla mnie byłby niemały wydatek. Postanowiłam więc wymyślić jakąś alternatywę i tu z pomocą przyszła moja mama, która robiła akurat porządki w łazience. Wyrzucała puste butelki z łazienki i na jednej z nich zobaczyłam zakrętkę piorącą. Już miała wylądować w koszu, ale.. wyratowałam go.


Akurat wtedy dobrze się złożyło, bo moje pędzle domagały się domycia. Postanowiłam więc czym prędzej wziąć się za sprawdzenie, czy  pomysł wypali. Słynny Brushegg słynie ze swoich specjalnych wypustek do dokładnego czyszczenia powierzchni pędzli. Dozownik, jak widzie także takowe uwypuklenia posiada. W jego przypadku są to różnego rozmiaru kółeczka na spodzie, oraz czerwony grzebyczek na krawędzi.


Jak się okazało, mój pomysł był strzałem w dziesiątkę! Niewielkim kosztem, bo kupując rzecz, z której i tak korzystam (prać trzeba, rzeczy same czyste nie będą), otrzymałam super czyścik. Nie wydałam ani jednego zbędnego grosza, a efekt jest po prostu idealny :) Już wam pokazuję, jak używam tego mojego wynalazku: 


Tak więc przenosimy się do mojej łazienki i pękniętego jak widać zlewu :P Żeby umyć pędzelki potrzebujemy dostępu do bieżącej wody, mydełka, upapranych pędzli i czyścika, co widać na załączonym obrazku. Wiem, że najlepszym rozwiązaniem byloby posiadanie mydła szarego, jednak ja postawiłam na delikatną glicerynową wersję o zapachu avocado z CD. 


Cały proces  zaczynam od porządnego namoczenia pędzla pod strumieniem letniej wody. Leję wodę zgodnie z kierunkiem "wyrastania" włosia, żeby go nie uszkodzić i nie daj Boże odkleić, to samo tyczy się łączenia drewnianej rączki z metalową otoczką- chcę w końcu, żeby pędzel służył mi jak najlepiej :)


Następny krok to dobre namydlenie pędzelka. Poruszam nim tak, jak zazwyczaj robię to na swojej twarzy- nie przyciskam za mocno, preferuję dłuższe, pociągłe ruchy, ewentualnie małe kółeczka. Jak widzicie już podczas nabierania mydełka sporo brudów ucieka, więc lepiej robić to właśnie nad zlewem, żeby się nie ubrudzić.


Kiedy na pędzlu znajduje się odpowiednia ilość mydła, biorę mój czyścik i na powierzchni z kółeczkami myję pędzel. Zazwyczaj wykonuję koliste ruchy, a sam czyścik przepłukuję kilkukrotnie wodą, żeby pozbyć się tego, co już z włosia wyszło. Muszę przyznać, że te wypukłości powodują bardzo fajne pienienie się specyfiku, co znacząco wpływa na cały proces czyszczenia. 


Czerwonego "grzebyczka" używam zwłaszcza wtedy, gdy chcę odcisnąć pozostały we włosiu roztwór z mydła i zmywanego kosmetyku. Przy okazji nie boję się o to, że pędzel się zmechaci, bo czerwone wypustki przy okazji jakby go rozczesują. Oczywiście, też świetnie usuwają zanieczyszczenia. Alternatywą dla ich użycia jest chociażby zmywanie eyelinera w żelu, który jak zaschnie, to naprawdę kiepskawo schodzi.


Znalazłam jeszcze jedno fajne zastosowanie tego czyścika-dozownika: kiedy pędzle są już umyte, można spokojnie nalać do środka płynu do dezynfekcji pędzli i poczekać, aż będą idealnie czyste :)
Prawda, że dobrze zrobiłam, nie skazując go na egzystencję na śmietnisku? :)

Lubicie robić coś z niczego? Jakie ciekawe triki ostatnio wymyśliłyście? Piszcie do mnie koniecznie, bo stęskniłam się strasznie! 


Przy okazji, chciałabym zaprosić Was do czytania kawowo-podróżniczo-kulinarnego bloga mojego dobrego przyjaciela - KLIK, który właśnie zaczyna przygodę z blogowaniem :) Zachęćmy go do zostania z nami! :)