piątek, 2 lutego 2018

Świeżość Le Petit Marseillais - moja pierwsza akcja ambasadorska LPM

Hej Miśki :)

Pierwsza w tym miesiącu notka dotyczyć będzie nowej akcji ambasadorskiej marki Le Petit Marseillais. Już od dawna śledziłam wiele Waszych wpisów, opisujących te kampanie i szczerze zazdrościłam wielu z Was paczek z cudowną zawartością. Jak dotychczas, kiedy już znalazłam informację, że szykuje się nowa kampania, było już za późno. Tym razem jednak było inaczej - wysłałam swoje zgłoszenie i .. udało się! Moje zdziwienie było ogromne - wszak trochę było u mnie cicho. Jeżeli jesteście ciekawi, jak przebiegała u mnie akcja ambasadorska, koniecznie przeczytajcie dalej :) 
Kiedy paczka trafiła w moje ręce, nie musiała długo czekać na rozpakowanie i pierwsze podejścia do testów. Najpierw szybki niuch, następnie sprawiedliwe rozdzielenie ich pomiędzy zainteresowane osoby, no i wreszcie, jak łatwo się domyślić- samo testowanie. Zanim jednak przejdę do opisu tego, jak co pachnie i jak działa, myślę że dobrze byłoby Wam pokazać, co znalazło się w paczce :)
Jak widzicie, w paczce znalazły się osławione już żele pod prysznic i kompletna nowość: dezodoranty. Do testowania otrzymałam dwie linie zapachowe: kwiat pomarańczy oraz biała brzoskwinia. Muszę się przyznać, że nie znałam żadnego z tych wariantów, tym bardziej chętnie zabrałam się za sprawdzanie, co też czekać będzie na mnie w łazience przez kolejnych kilka tygodni. 
Testowanie zaczęłam od serii o zapachu białej brzoskwini i nektarynki. Zdecydowałam się na nią, bo zawsze bardzo lubiłam zapach brzoskwiń. Cóż mogę powiedzieć? Zapach żelu pod prysznic jest po prostu.. Oszałamiający! Pachnie soczyście i naturalnie, jakby ktoś wycisnął esencję z kwitnącego drzewka brzoskwini - obłęd! Jest taki, jak podejrzewałam. Ponadto bardzo długo zostaje na skórze. Konsystencja jest żelowa, delikatnie galaretowata. Żel jest przezroczysty, o lekkim zabarwieniu nawiązującym do opakowania. Nie można odmówić mu wydajności - naprawdę niewiele trzeba, żeby uzyskać przyzwoitą pianę. Podoba mi się też to, że mimo użycia odrobiny kosmetyku, czuć go w całej łazience.
Niestety, dezodorant w moim odczuciu nie zasłużył na tyle ciepłych słów. Zapach zupełnie mi się nie podoba. Jest bardziej sztuczny niż w żelu. Co prawda utrzymuje się na skórze kilka godzin, nie zamaskuje zapachu potu u osób, które mają z tym poważniejszy problem- ba, może go jeszcze podbić. Poza tym, po rozpyleniu go w łazience, która wcześniej została jeszcze "nawodniona" i nagrzana prysznicem - nie oddycha się najprzyjemniej. Nie posiada także właściwości antyperspirantu - ale to można wywnioskować już po samych oględzinach opakowania. Na duży plus zasługuje ogólna budowa pojemnika - bardzo dobrze leży w dłoni, zaś przycisk uwalniający zapach działa bardzo równo i delikatnie. Jeśli chodzi o serię z białą brzoskwinią, jej ogólna ocena to 3,5 na 5.
Drugą linią zapachową jest intrygujący kwiat pomarańczy, który z początku nie mówił mi wiele, jednak byłam go bardzo ciekawa. Jak bardzo zakochałam się w nim, przechodzi ludzkie pojęcie. Zapach jest mniej słodki od poprzednika. Jest bardziej stanowczy, roślinno-cytrusowy. Jako, że żel pod prysznic podwędził mi i zaklepał dla siebie narzeczony (za obopólną zgodą!), dla mnie został dezodorant, do którego wrócę za chwilkę. Gdybym miała go scharakteryzować (żel, nie ukochanego xD), powiedziałabym wszystko to, co mówiłam o wariancie brzoskwiniowym, z jedną malutką różnicą - pomarańczowy ma bardziej kremową konsystencję i jest koloru białego, podobnie jak opakowanie.
Do opisu dezodorantu również nie jestem w stanie wiele dodać. Jego zapach kojarzy mi się z pewnością siebie, sukcesem. Idealny zapach dla korposzczurka, hihi :) Zauważyłam też, że w przeciwieństwie do poprzednika, lepiej maskuje zapachy i mam wrażenie, że o wiele dłużej zostaje na ciele. Jedna rzecz, o której nie zdążyłam wspomnieć to to, że nie zauważyłam jeszcze, by dezodoranty te zostawiały na ubraniach białe ślady, za co wielki plus dla producenta. Nie wspominałam Wam jeszcze o zawartych w dezodorancie wyciągu z szałwii lekarskiej i innych składnikach naturalnych, które mają dbać o naszą delikatną przecież skórę :) Ocena finalna serii "Kwiat pomarańczy" to bardzo mocne 5/5
Podsumowując, bardzo się cieszę, że marka Le Petit Marseillais dała mi szansę zapoznania się z ich nowościami. Mam nadzieję, że uda mi się wziąć udział w kolejnej akcji ambasadorskiej, bo testowanie nowinek to sama przyjemność! ;)

A wy, byłyście kiedyś Ambasadorką LPM? :)

Ściskam <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Ci za przeczytanie posta ;)

Podziel się ze mną swoją opinią i zostaw komentarz- każdy z nich napawa mnie chęcią do pisania jeszcze więcej! ;) Dziękuję Ci za wywołanie uśmiechu :)