niedziela, 30 lipca 2017

Uwaga Bubel! #2 Natura Siberica - Rokitnikowa seria z efektem laminowania

Cześć Miśki ;)

Powtarzałam to już milion razy - powtórzę milion pierwszy. Mam paskudne, nieokiełznane włosy, które żyją tylko i wyłącznie własnym życiem. Na nic się zdają wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, zasady i osprzęt. Mam ich dość. Gdy po raz n-ty bezsilnie wzruszyłam ramionami, ktoś znów zaszczepił mi w głowie TEN pomysł. Postanowiłam powtórnie wyeliminować SLS-y i inne śmieci z rytuału kłaczkowej pielęgnacji. Tym sposobem, odstawiłam na bok specyfiki, których używałam i zaopatrzyłam się w serię kosmetyków znanej firmy Natura Siberica.

W skład zestawu, jaki sobie sprawiłam wchodził Szampon, Odżywka i Olejek. Pierwsze dwa gagatki należą do tej samej linii- rokitnikowej, z efektem laminowania dla zniszczonych włosów. To ku nim pozwolę sobie skierować Waszą uwagę. Oba produkty znajdują się w dużych butlach wykonanych z solidnego plastiku. Szata graficzna jest identyczna jak we wszystkich produktach z serii, więc aby wybrać dokładnie tą linię kosmetyków, którą chcemy, to nie ma wyjścia - trzeba wczytać się w etykietę.
 Aby dodatkowo pomóc odróżnić produkty od siebie, producent umieszcza szampony w niebieskiej, odżywki zaś w pomarańczowej butelce. Oba zakręcane są korkiem z zatyczką typu "klik" - mamy zatem dwie możliwości - albo odkręcamy korek i nalewamy na rękę, albo wyciskamy przez otworek. Krocie możliwości przed nami - czysta magia! ;) Obie butle mają pojemność 400 ml, więc całkiem sporo. Mamy plus! Albo, jak się okaże dalej - minus.
Zaczniemy od działania szamponu, ok? Zobaczmy, co obiecuje nam producent:
"Działanie rokitnikowego szamponu z efektem laminowania dla zniszczonych włosów Natura Siberica Professional:
- odbudowuje strukturę uszkodzonych włosów,
- tworzy na powierzchni włosa warstwę ochronną,
- poprawia gęstość włosów i ułatwia rozczesywanie.
Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Żadna tych rzeczy nie wydarzyła się naprawdę. Wręcz przeciwnie! Szampon jest po prostu... do niczego. Specjalnie na okazję tego wpisu, umyłam włosy tylko szamponem, nie dodawałam żadnego dodatkowego kroku w pielęgnacji. Rzekomo miał on wywołać efekt laminowania- nic z tych rzeczy! Włosy po umyciu i wysuszeniu są suche, napuszone i bardzo nieprzyjemne w dotyku- dosłownie, jakby szampon się nie spłukał. Nie poprawił się ich stan, mogę śmiało uznać, że zrobił mi jeszcze większe siano, niż mam zazwyczaj.
Czas na odżywkę. Tu sytuacja wygląda już trochę lepiej - jednak nie na tyle, żeby wygłaszać o niej mowy pochwalne. Jako uzupełnienie bublowatego szamponu, powinna ona dopełniać efektu końcowego- intensywnie wygładzać i regenerować strukturę włosa. Pierwszego dnia po umyciu, jako-taki efekt był. Niby trochę je przyklepywała (choć i tak z upływem czasu widać było, jak włosy zaczynają odstawać od skalpu), Nie trzeba było wiele, by względnie dobre wrażenie zburzyć. Wystarczyła lekka mżawka na zewnątrz i znów wracałam do "imidżu Hagrida". Nie wspominam nawet o tym, jak ciężko się rozczesują. O losie!
Czy wspominałam już, że zarówno szampon, jak i odżywka okropnie... śmierdzą? O ile do konsystencji jednego i drugiego nie mam nic - ot, klasyczne zawiesiny- tak za zapach, twórca powinien iść siedzieć. Nie żartuję! Jest bardzo ostry, kwaśny i drażni nozdrza. Mnie kojarzy się z.. zapachem niemowlęcych wymiocin. Wierzcie mi lub nie, ale mając duszną, zaparowaną łazienkę, fetor się nasila i jedyne, o czym człowiek marzy, to jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Chwała niebiosom za to, że nie zostaje on na włosach!
Wybaczcie mi, że zaczęłam od najgorszego produktu, ale po co owijać w bawełnę? Dla złagodzenia ostatecznego werdyktu, opowiem Wam kilka słów o ostatnim delikwencie z Natura Siberica, czyli olejku. Poleciła mi go koleżanka, znająca mój włosowy problem. Kilka razy używałam go po godzinach spędzonych na basenie przed wysuszeniem włosów i tu o dziwo było nie najgorzej - włosy robiły się nieco miększe w dotyku i dały się ułożyć pod suszarką.
Przyznaję, że olejek ułatwiał mi rozczesywanie tego, co zrobiło się z mojej szczeciny po użyciu wcześniej opisywanych kosmetyków. Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Efekty uboczne pojawiły się i w jego przypadku - po jego nałożeniu ten paskudny zapach trochę dłużej trzymał się na włosach. Mimo nakładania niewielkiej ilość i olejku i dodatkowego rozprowadzania go po długości w trakcie szczotkowania potrafił je skleić i przeciążyć. Następnego dnia skutkowało to strąkami, wyglądającymi jak niesplątane dredy. Taki.. mop ;)
Pamiętacie jak mówiłam na początku notki, że duża pojemność opakowań to jednak minus? Chyba już rozumiecie, dlaczego. Nie chcę ich dalej używać- wyrzucić szkoda, bo za cały ten zestaw zapłaciłam około 90 złotych. Dałam się zrobić na naturalność produktów i wysoką cenę - nigdy więcej! Jak same czytacie, moje kłaczki wcale nie odżyły po odstawieniu silikonów. Czy to znaczy, że jestem już cyborgiem?

Ciekawa jestem, czy znacie te produkty? Jak sobie u Was radzą?
Ściskam <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Ci za przeczytanie posta ;)

Podziel się ze mną swoją opinią i zostaw komentarz- każdy z nich napawa mnie chęcią do pisania jeszcze więcej! ;) Dziękuję Ci za wywołanie uśmiechu :)