poniedziałek, 20 maja 2019

Prezentmarzeń & Lip Lab - czyli jak stworzyłam swoją idealną szminkę

Hej Miśki <3

Dzisiaj mam dla Was wpis bardzo niezwykły - z kilku powodów. Po pierwsze, nie zdarzyło mi się chyba jeszcze wklejać tylu zdjęć do jednego posta, po drugie - opowiem Wam o tym, jak i dlaczego powstała jedyna na świecie, piękna i niepowtarzalna szminka by Yumi Bloguje! Wszystko to za sprawą dwóch wspaniałych firm i minionej już niestety, Majówki :)
Wszystko zaczęło się od niespodziewanego maila od przedstawicielki marki Prezent Marzeń. W pierwszej chwili zignorowałam go, bo myślałam, że to jakiś newsletter (wcześniej kupowałam tam prezenty dla Miśka) - okazało się jednak, iż jest to propozycja współpracy, dzięki której mogłam otrzymać voucher, umożliwiający mi wykreowanie własnej szminki w studio LipLab w Warszawie. Wszystko super, pomysł mi się podobał - tylko jak tu się wymsknąć do Warszawy z Wrocka? Okazało się, że na Majówkę i tak jechaliśmy w tamte okolice - tym chętniej przyjęłam propozycję. 
Prezent marzeń to marka, która oferuje nam przeżywanie niezapomnianych chwil dzięki voucherom na każdą okazję. Skok na bungee, wieczór w spa, czy śmiganie po torze? Nie ma problemu, znajdziecie tam praktycznie wszystko! :) Jest to naprawdę fajny pomysł na nietuzinkowy prezent. Jak pisałam wcześniej - ja korzystałam i szczerze polecam :)
Przejdźmy teraz do obiecanej masy zdjęć i samej wizyty w siedzibie Lip Lab - mieści się ona przy ul. Bartoszewicza w Warszawie. Nie trudno znaleźć to miejsce, wystarczy patrzeć na szyby :) Już one zdradzają, co nas tam czeka :)
Przed rozpoczęciem całego procesu, należy wypełnić formularz swoimi danymi - tak, aby unikalną formułę pomadki można było zachować i odtworzyć w razie chęci jej dorobienia.
Pierwszym krokiem w tworzeniu szminki jest odpowiednie przygotowanie ust na wielokrotne testowanie kolorów - innymi słowy, przechodzimy przez rytuał pielęgnacyjny. Małe, usteczkowe SPA wykonywane jest przy użyciu kosmetyków Sara Happ.
Zaczęłyśmy od peelingu - konsultantka ustawiła przede mną cztery warianty smakowo-zapachowe, spośród których miałam wybrać ten. którego chciałam użyć. Tych, którzy mnie czytają od dawna pewnie nie zdziwi. że mój wybór padł na wariant grapefruitowy
Oczywiście, peeling został mi podany na jednorazowej szpatułce,  co bardzo doceniłam. Wcierałam go, rozkoszując się jego smakiem i zapachem - tak, dobrze czytacie - te peelingi są naturalne, więc można je także zjeść :) 
Kolejny krok w pielęgnacji, to maska na usta o przerażającym kolorze jasnego różu - był to mój pierwszy raz z maską na ustach :) Również ona została podana do użycia za pomocą jednorazowego aplikatora, przypominającego te od płynnych pomadek.
Na tym SPA się zakończyło. Przeszłyśmy do sedna, czyli do tworzenia pomadki! Moim zadaniem (bardzo trudnym, wiecie - dajcie kobiecie wybór xD) było podjęcie decyzji na temat konsystencji, motywu przewodniego oraz wariantu (pomadka, czy błyszczyk). Gdy się określiłam, rozpoczął się proces twórczy:
Na specjalnej podstawce lip ekspertka odmierzała różnego rodzaju pigmenty, pyłki itp. Powiem Wam, że była to świetna zabawa, typu - może jeszcze niebieski pyłek, albo kropelka fioletu? Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcie - było w czym wybierać!
Kiedy już składniki zostały dobrane, zostały połączone w jednolitą kolorystyczną masę za pomocą czegoś, co przypomina mi szpachelkę. Proces łączenia kolorów możecie obejrzeć w moich wyróżnionych instastories, to naprawdę hipnotyzuje! :)
Oczywiście, po wymieszaniu był jeszcze czas na wprowadzanie poprawek, na ewentualne dodanie czegoś na małym skrawku powstałej bazowej masy. Każdy etap wieńczyło w tym przypadku sprawdzenie koloru na ustach.
Oczywiście, jak już mówiłam- każda zmiana, każda kropelka pigmentu była skrzętnie notowana, bym mogła w przyszłości ponownie wykonać ten sam odcień.
Żeby nie było - gdy uporałyśmy się z kolorem, dostałam kolejne, niełatwe zadanie, a mianiowicie - miałam wybrać pasujący do mojej wymarzonej pomadki smak (jeden z dwunastu)...
... oraz zapach (jeden z siedmiu).
Te, zostały wymieszane z masą na samym końcu i naprawdę, do dzisiaj są mocno wyczuwalne. Spreparowana breja udała się więc do "mikrofalówki" by się roztopić i ujednolicić, a ja w międzyczasie nadałam jej własną nazwę:
Z mikrofali, płynna już pomadka została przelana do specjalnej formy, w której to miała przybrać swój finalny kształt
Następnie, została schłodzona na specjalnej "lodówce" - co umożliwiło otwarcie formy bez ryzyka, że pomadka nie zastygła i uszkodzi się.
Przyszedł czas na kolejny wybór - mianowicie, rodzaj opakowania (mówiłam już, że to wcale nie takie łatwe?). Ja wybrałam srebrne etui, bo raz, że wydało mi się elegantsze a dwa, że dużo łatwiej je znaleźć w damskiej torebce.
Ostatni krok to "nasadzenie" pomadki na opakowanie - tu trzeba być bardzo precyzyjnym! Bardzo łatwo jest na tym etapie uszkodzić lub połamać otrzymany produkt.
Tak przygotowane maleństwo, dla bezpieczeństwa i trwałości, powinno przeleżeć około 24 godziny w nienaruszonym stanie. Wiecie, jak mnie kusiło, żeby jej użyć zaraz po wyjściu? Masakra! :) Poniżej możecie zobaczyć inne, przykładowe realizacje Lip Labu. 
Cały proces zajął nam około godziny czasu i powiem szczerze, nawet nie wiem, kiedy to zleciało. Jedno jest pewne - przez cały ten czas byłam bardzo podekscytowana i szczęśliwa. Gdybym mogła to powtórzyć, na pewno zdecydowałabym się na bardziej odważny projekt - na przykład dwukolorowy :)
Chciałybyście stworzyć swoją własną szminkę? :) Dajcie koniecznie znać! Podpowiem Wam od razu, że cena takiego vouchera to 150 złotych. Uważam, że naprawdę warto! Przy okazji, powiedzcie mi, czy taka relacja obfitująca w więcej zdjęć a mniej treści bardziej przypadła Wam do gustu?

Buziaki! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Ci za przeczytanie posta ;)

Podziel się ze mną swoją opinią i zostaw komentarz- każdy z nich napawa mnie chęcią do pisania jeszcze więcej! ;) Dziękuję Ci za wywołanie uśmiechu :)